Recenzja Sezonu 2

1670 (2023)
Maciej Buchwald
Kordian Kądziela
Bartłomiej Topa
Katarzyna Herman

Sodoma i Gomora, łapserdaki

Świeżość pierwszego sezonu w dużej mierze polegała na konflikcie ponadczasowych polskich charakterów. Inteligencja uciskanych przy głupocie uciskających, zestawienie korpo-języka, współczesnych
Sodoma i Gomora, łapserdaki
źródło: Materiały prasowe
Nad Adamczychą zaświeciło słońce, lecz ze słońcem nie wzeszła fortuna. Błocko w wiosce jakby trochę płytsze, wieś wypełnia kwietna paleta, a z chłopstwa na polu wyciska się ostatnie poty, lecz co z tego. Z owoców ziemi – tej ziemi – najbardziej przydałyby się przecież kokosy. 

Bogactwo to nadal oszczędności wielu w rękach jednego – ku przerażeniu Jana Pawła (Bartłomiej Topa) nie o nim tu jednak mowa. Gdy więc na skutek serii nieszczęśliwych okoliczności przyjdzie mu organizować dożynki, na których ma się zjawić sam król "Poslki", rodowa dewiza "Zastaw się, a postaw się", zamiast przekleństwem, okaże się ostatnią deską ratunku. "Kto nie ryzykuje, nie je ziemniaków", zatrze ręce nasz fircyk, blagier i aforysta od siedmiu boleści. Po rodzinnych wakacjach w tureckim Al-Inkluziw czekać go więc będą desperackie pertraktacje z sąsiadami i wizyta w jaskini hazardu. Gdy sprawy się skomplikują, trzeba będzie zawołać po pomoc rodzinę i urządzić sarmacki pogrzeb, a także – ot, krąg życia – wziąć udział w wieczorze kawalerskim oraz Nocy Kupały, w trakcie których wszystko może się zdarzyć. Nie pytajcie, jak Adamczewscy wyjdą z tego cało. Zapytajcie lepiej, czy wyjdą z tego razem.



W drugiej serii "1670" ludzką panoramę wypełniają znani i lubiani: marzący o Polsce od morza do morza Janusz biznesu jako patriarcha rodu, trójka jego dzieci (Martyna Byczkowska, Michał Sikorski, Filip Zaręba) w zaogniającym się konflikcie o schedę po ojcu, próbująca uniezależnić się pańszczyźniana grupa zawodowa i wielu, wielu innych. Znów dostajemy mockumentalną komedię charakterów w pojemnej metaforze zwróconą ku teraźniejszości, popkulturowo odwróconą historię Polski i przewracanie narodowych pomni(cz)ków. Nihil novi sub sole, jak powiedziałby Seneka lub inny biblista. 

Twórcze trio Maciej Buchwald, Kordian Kądziela (reżyserzy) i Jakub Rużyłło (scenarzysta) czerpie z sukcesu "jedynki" i nie komplikuje sprawdzonej formuły. Kontynuuje prześmiewczą demolkę sarmackiego mitu, pamiętając o fakcie eksploatacji niższych klas, nierównościach płci i grzechach kleru. Choć wyjściowe inspiracje twórcy odnaleźli w odkrywanej na nowo co najmniej od dekady historii ludowej, w drugim sezonie przywołują raczej spopularyzowaną przez Sapkowskiego niesamowitą słowiańszczyznę. Obok komediowego kostiumu historycznego prym wiodą legendy i ludowe fantazje, a świat Radziwiłłów, Sobieskich i Wiśniowieckich zapełniają nimfy leśne, wiedźmini i latające dywany.



Świeżość pierwszego sezonu w dużej mierze polegała na konflikcie ponadczasowych polskich charakterów. Inteligencja uciskanych przy głupocie uciskających, zestawienie korpo-języka, współczesnych dyskursów i ideologicznych konfliktów z quasi-historycznymi realiami komediowo napędzało osiem półgodzinnych odcinków. Sam piałem z zachwytu w recenzji zamieszczonej na niniejszych łamach, świadomy czerstwości niektórych dowcipów, ceniąc sobie za to wielowarstwową pomysłowość pozostałej ich większości. Tym razem jednak efektu nowości brak, może stąd suchy drapie tym nieprzyjemniej. Czasem dosłownie heheszkujące aktorstwo potrafi wybronić się kapitałem sympatii z pierwszego sezonu, lecz kiedy indziej świadczy o scenopisarskim pośpiechu i braku pomysłów na pointy. Powciskanie skeczy w pretekstową fabułę wcześniej nie raziło – dziś owa połamana mechaniczność nie wiedzieć czemu mocniej daje się we znaki. 

Niejednokrotne pudła i tym razem nie wykluczają jednak wielokrotnego śmiechu. Spadek jakości niektórych linijek tekstu nie wyklucza zaś kunsztowności wizualnej formy. Operator (Nils Croné) celebruje eksplozję rekwizytów, wnętrz i strojów. Obraz cieszy oczy jakością produkcji, lecz pewnie nie wszystkich widzów: jest w tym więcej kolorowej przesady, pstrokacizny na wzór sarmacko-turecki, niemal neonowego kiczu. Również memiarskie i popkulturowe aluzje częściej rażą nachalnością. Ktoś z Was doceni cytaty z "Zemsty" sąsiadujące z wersami Paktofoniki, ktoś inny jednak ziewnie, gdy na ekranie śpiewana będzie "Dumka na dwa serca".



Dowcipasy nieraz idą po linii najmniejszego oporu, tylko z rzadka serial śmieje się z tego, czego jeszcze nie wyśmiał. O łamaniu tabu można więc zapomnieć. Nie sposób narzekać, że komedia nie chce być poważna, szkoda jednak, że tzw. zwrot równościowy nie wystarcza za paliwo dla większego fabularnego szaleństwa, o które wątek chłopski aż się prosi. Pomocnik kowala Maciej (Kirył Pietruczuk) i chłop Wojciech (Kazimierz Mazur) nadal czekają na swoją rewolucję – a ja trzymam za nich kciuki, czekając na sezon trzeci. Lecz są tu także epizody perły. Jak z ducha montypythonowskie pożeranie kebaba ze szwedzkiego stołu (groteska, metafora i portret zbiorowy Polaków w jednym!), alternatywna historia z idiotą Janem Pawłem ingerującym w biografię Jana III Sobieskiego czy wizyjny finał rodem z postawionego na głowie kina Wajdy

O ile w pierwszym sezonie akcent stawiany był na przeszłość, która ciąży i odbija się we współczesności, o tyle drugi sezon – mam wrażenie – stawia raczej na odwrotną zależność. Przeszłość odwzorowywana jest na wzór dzisiejszy, grubymi ciosami, niemal metodą kopiuj-wklej. Eklektyzm konwencji i humoru – wygłupu, parodii, slapsticku, żartów słownych i scenograficznych – wpisany jest w "1670", zawsze istniało więc ryzyko pudła. Sam więc nie wiem, czemu z grona entuzjastów tak szybko trafiłem do stronnictwa malkontentów. Oczekiwania było spore, mam jednak wrażenie, że odnotowaliśmy spadek formy.
1 10
Moja ocena sezonu 2:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja 1670
To podróż do XVII-wiecznej Polski, gdzie sarmacka szlachta, niezachwiana w swoim poczuciu wielkości,... czytaj więcej
Recenzja Sezonu 1 serialu 1670
Serial "1670", który pojawił się na platformie Netflix w połowie grudnia ubiegłego roku przenosi widzów w... czytaj więcej